środa, 29 lutego 2012

Apteczka Babuni po liftingu :-)

Zapewne część z Was zauważyła już, że produkty firmy Joanna z serii Z Apteczki Babuni przeszły ostatnio zmianę image :-)
Mi pierwszy raz nowe opakowania rzuciły się w oczy podczas wizyty w Rossmannie.
Szukając wzrokiem charakterystycznych pękatych, brązowych butli, oczom mym ukazały się nowe estetyczne i schludne butle z naszymi ulubionymi odżywkami ( i nie tylko!).

Prezentują się tak :


Linia jajeczna - do włosów rozjaśnionych i farbowanych


Linia nawilżająco-regenerująca - do włosów zniszczonych


Linia wzmacniająca - do włosów cienkich, delikatnych, ze skłonnością do wypadania


Linia normalizująca - do włosów przetłuszczających się


Linia regulująca - do włosów z łupieżem


Moim zdaniem prezentują się świetnie - a Wy jak myślicie?

Pielęgnacja: Dove, Sunshine Body Lotion, Brązujący balsam do ciała

Zapraszam Was dziś na recenzję gościnną - w roli testerki występuje moja kochana Mama :*
Wypróbowała dla Was Balsam brązujący Dove i chętnie podzieli się z Wami swoimi spostrzeżeniami :-)


Konsystencja balsamu bezpośrednio po wydobyciu z opakowania jest dość zwarta, przypominająca budyń.
Jednak w miarę rozsmarowywania rozluźnia się, staje jedwabista i łatwo się rozprowadza.
Mimo tej dość przyjemnej konsystencji, balsam wchłania się jednak dość opornie. Trzeba się sporo namachać, by nie odczuwać niekomfortowego uczucia oblepienia ciała. Lub odstać swoje na golasa - też niezbyt kusząca wizja..


Zapach na szczęście różni się od typowych balsamów brązujących, które to po kontakcie z ciałem wydzielają swoisty sadek spalonej skóry. Znacie to? Coś okropnego!
Dove pachnie przyjemnie, typowo dla balsamów tej firmy - kremowo i delikatnie.
Taki też zapach utrzymuje się na skórze - żadnego dyskomfortu w tej kwestii.


Czy balsam Dove rzeczywiście oferuje efekt brązujący?
Mama jest w posiadaniu wersji dla jasnej karnacji, która odpowiada teoretycznie jej preferencjom.
Producent uprzedza, że Balsam Dove Summer Glow jest inny niż tradycyjne kosmetyki samoopalające. Większość samoopalaczy zawiera znaczną ilość składników opalających, które przynoszą natychmiastowy i widoczny efekt opalenizny. Często jednak wygląda ona sztucznie. Skład balsamu Dove Summer Glow opracowano specjalnie tak, aby zawierał niewielką ilość substancji samoopalających, która pozwala uzyskać efekt lekkiej, subtelnej i zdrowo wyglądającej opalenizny, bez pomarańczowych smug. 
Rzeczywiście, po paru pierwszych aplikacjach nie możemy oczekiwać widocznych efektów. Być może istotnie skóra stopniowo nabiera koloru.
Po ponad tygodniu regularnego stosowania, skóra przybiera bardzo subtelny efekt opalenizny.
W związku z tym, jeżeli oczekujecie w miarę szybkich i widocznych efektów - balsam Dove nie jest dla Was.
Zdecydowanie bardziej nada się w sytuacji, kiedy jedynie chcecie przygotować skórę na nadchodzące lato, nadając jej efektu 'lekkiego muśnięcia słońcem'.


Plusem jest ekonomiczne, duże opakowanie - butla 400ml.
Jej kształt, otwór i klapka są tradycyjne dla balsamów Dove.
Ta pojemność dostępna jest w cenie ok. 30zł, wersja 250ml to koszt ok. 17zł.
Balsamy brązujące Dove można nabyć w większości drogerii i marketów lub TUTAJ w okazyjnej cenie.


Podsumowując :
Plusy
~ jedwabista konsystencja
~ stopniowy efekt opalania (zarówno zaleta jak i wada - w zależności od oczekiwań)
~ subtelny efekt końcowy (zarówno zaleta jak i wada - w zależności od oczekiwań)  
~ przyjemny zapach, bez typowego dla samoopalaczy swądu
~ ekonomiczne opakowanie

Minusy
~ długo się wchłania
~ stopniowy efekt opalania (zarówno zaleta jak i wada - w zależności od oczekiwań)
~ subtelny efekt końcowy (zarówno zaleta jak i wada - w zależności od oczekiwań) 


***

Dziękuję drogerii internetowej 
za udostępnienie kosmetyku celem przetestowania i zrecenzowania.
Jednocześnie zaznaczam, że nie ma to ŻADNEGO wpływu na moją opinię.

wtorek, 28 lutego 2012

Przeceny w PEPCO!

Póki co na szybko, bo tylko wpadłam i zaraz lecę dalej.

Na pocieszenie po koszmarnej rozmowie w/s pracy, podreptałam pobuszować do PEPCO.
Dziewczyny, są tam obecnie fajnie przeceny, warto zajrzeć!

Ja ustrzeliłam dawno poszukiwany komplet koszy wenge.
I to za jaką cenę!
Małe (moim zdaniem średnie) kosze przecenione z 16,99 na 4,99 a średnie (moim zdaniem duże) z 24,99 na 9,99!
Wow, prawda?



Było też sporo ciekawych kosmetyków - cieni, paletek cieni + róży, pomadek, pudrów - firmy mi nie znanej, nazwy zapomniałam..
Ale wyglądały porządnie - chyba weszły zamiast kosmetyków Collection 2000.


poniedziałek, 27 lutego 2012

PROMOCJA: Gazetka BYĆ KOBIETĄ w Biedronce!

Nie każdy regularnie przegląda newsy na stronach sklepów, więc dziś przybliżę Wam ofertę z nowej urodowej gazetki Biedronki.
Obowiązywać będzie od 29.02. do 13.03.2012r.



Więcej screenów poniżej, zapraszam :-)

niedziela, 26 lutego 2012

TAG: 5 kosmetycznych rzeczy, których wcale nie chcę mieć..

Zostałam otagowana przez Izabelę (dziękuję :*) już jakiś czas temu, ale ze swoimi odpowiedziami chciałam poczekać, aż TAG nieco opadnie, bo jeszcze parę dni temu 3/4 blogrolla stanowiły odpowiedzi na niego ;-)

Przemyślałam swoje typy, chociaż łatwo nie było - jest sporo rzeczy, które pozornie mnie nie interesuje, ale gdybym miała okazję, nie odmówiłabym testów - taka babska kosmetyczna konsekwencja ;-)

Jak się jednak okazało, są takie kosmetyki, które zupełnie mnie nie kręcą - oto one!





Zasady 
- napisz, kto Cie otagował i zamieść zasady TAG'u
- zamieść baner TAG'u i wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki ( akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:

- maja tańsze odpowiedniki
-są przereklamowane
- amatorkom są niepotrzebne
- bo to sposób na niepotrzebne wydatki...
...i krótko wyjaśnij swój wybór
- zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek



#1 Samoopalacz
ladiva.pl

Jestem blada i zawsze byłam - mam piegi i skórę nie lubiącą słońca, więc leżenie plackiem na słońcu nigdy nie było dla mnie przyjemnością.
Sztuczna opalenizna mnie natomiast zwyczajnie odrzucała - począwszy od zapachu, jaki wytrąca się po kontakcie samoopalacza ze skórą, po efekt plastikowości i taniości (mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam).



#2 Ogromny zestaw pędzli do makijażu
studiodirectcosmetics.com

Kiedy o takim marzyłam - przyznaję.
Ale przemyślałam i stwierdziłam, że nie potrzebuję firdziesięciu pędzelków do oczu! Jestem amatorką - na moje potrzeby wystarczą dwa ew. trzy, pędzel do bronzera, pudru, brwi - i to właściwie tyle.



#3 Gigantyczne palety cieni
blogshopcity.com

Właściwie z powodów wymienionych wyżej - nie jestem pro, mam swoje ulubione zestawienia kolorystyczne i raczej nie eksperymentuję - taka paleta w mnie leżałaby odłogiem.
Mam jedną jedyną - Sleek Au Naturel - w zupełności mi wystarcza.



#4 Drogie kosmetyki do pielęgnacji i stylizacji włosów w dużej ilości
keepufits.com

Małym kosztem można bajecznie wypielęgnować i  wystylizować włosy naszych marzeń! Nie trzeba mi ogromu profesjonalnych kosmetyków, by włosy były zdrowe, zadbane i piękne!
Nigdy nie kręciły mnie te firarafa maski, odżywki , szampony, gumy, pianki - wolałam jak najmniejszym kosztem i jak najnaturalniej, bez kurzących się na pólkach specyfików - i tak mam do dziś.



#5 Tipsy
anita-tipsy.blog.onet.pl

Nosiłam kiedyś żelki, przyznaję - te powyżej, to własnie moje, sprzed paru lat.
I to nie jest tak, że jestem na wskroś na NIE - jeżeli trafimy na dobrą stylistkę, paznokcie możemy mieć estetyczne i piękne. Do tego jest to spora wygoda - 3 tygodnie spokoju.
Ale teraz, z perspektywy czasu, wiem, że już nigdy do sztucznych paznokci nie wrócę! Po zdjęciu żelków, ok. pół roku doprowadzałam moje ogryzki do życia...
Wolę pielęgnować naturalsy, dbać o nie i być z nich dumna niż przykrywać je sztucznością, nawet najładniejszą.
Natura górą!



Uf, to by było na tyle :-)
Jeżeli nie miałyście jeszcze okazji odpowiedzieć na TAG - zapraszam!  Jest on jednym z ciekawszych, które krążą po naszej blogosferze :-)
Dajcie znać w komentarzach czy podzielacie moje 'niechciejstwa' ;-)


piątek, 24 lutego 2012

Od kuchni: Sernik kakaowy

Proszę Państwa, oto sernik :-)
Prodiż jaki jest, każdy widzi - niejedno przeszedł ;-)
I to nie byle jaki, że się tak bezczelnie popysznię ;-)
Na hasło 'Agnieszka upiekła sernik!' ściągają tłumy, kłębią się wokół prodiża, wciskają zmarszczone króliczo nosy i odprawiają modły w intencji pokrojenia smakowitka ;-)
A tak poważnie - rzeczywiście sernik jest przepyszny - tradycyjny, bez dodatków (bakalie w serniku - ohyda!) - taki jak lubię!

Zainteresowanych szczegółami zapraszam więc do lektury :-)

Makijaż: Catrice, C'mon Chameleon! i mój debiut makijażowy

Tak, to mój debiut, więc bądźcie łaskawe ;-)

Kiedy w końcu udało mi się dorwać osławionego kameleonka w Naturze, byłam przeszczęśliwa!
Wracając do domu śpiewałam pod nosem i uśmiechałam się do obcych ludzi na ulicy ;-)
Po powrocie przystąpiłam do malowania - różnie mi to wychodziło, bawiłam się ze stopniowaniem intensywności cienia, rozcieraniem, wklepywaniem, sprawdzałam go na wszystkie strony.

catrice.eu

I od paru dni jest to mój ulubiony cień - jest tak wielowymiarowy, że można stworzyć makijaż tylko nim, co też właśnie uczyniłam :-)
Poniższe malowidło jest wynikiem stopniowania Catrice 410 C'mon Cameleon! poprzez częściowe roztarcie i częściowe wklepanie go pędzelkiem kulką.





Trudno to uchwycić moją kompletnie nie wprawioną w cykaniu makijaży ręką - ale cień mieni się, przechodząc z brązu w zieleń w zależności od punktu widzenia.
Najczęściej jest skrzącym się brązem, co mi nota bene bardzo odpowiada. Zieleń to takie peek-a-boo! ;-)

Mam nadzieję, że zdjęcia da się oglądać :-)
Znacie / macie / lubicie kameleonka?

czwartek, 23 lutego 2012

Kolorówka: Wibo, Growing Lashes Stimulator Mascara

Natura poskąpiła mi rzęs - smutne, ale prawdziwe.
Ale nie ma tego złego!
By te moje ogryzki choć trochę uwidocznić i podkreślić, testuję z lubością tusze do rzęs.
Przez dłuższy czas moim faworytem był Maybelline Volum Express Curved Brush (kocham tą szczoteczkę!), potem były 'grubsze czasy' i używałam z powodzeniem osławionego Colossala.

Nastał jednak ponownie czas oszczędzania i w związku z tym postanowiłam przetestować któryś z tuszy Wibo.
Po oczytaniu się, naoglądaniu setek zdjęć, wybór padł na Growing Lashes!

Producent głosi :
Najnowszej generacji maskara aktywnie wzmacnia i wydłuża rzęsy oraz stymuluje ich wzrost.
Zawarte w formule odżywcze proteiny jedwabiu, D-Panthenol i kolagen dodatkowo wzmacniają, regenerują, chronią i pielęgnują osłabione torebki włosowe a unikalne peptydy wspomagają naturalny wzrost rzęs.


Uff, sporo obietnic jak na taki niepozorny tusz, prawda?
Jak już pisałam - rzęsy mam lichutkie. Do tego są ostatnio dość słabe i wypadają.
Nie miałam złudzeń - maskara nie jest w stanie poprawić ich stanu i stymulować wzrost. Tym samym uniknęłam rozczarowania, albowiem w tej kwestii nie zauważyłam żadnego działania.

Growing Lashes świetnie podkreśla moje rzęsy, zagęszcza je i pogrubia.
Jednakowoż oczekiwałam znaczniejszego wydłużenia - tutaj jest ono o najwyżej umiarkowane - w tej materii spisuje się więc średnio.

Podobnie jest z trwałością.
Pod koniec dnia tusz lubi się osypać, co dodatkowo ujmuje rzęsom wydłużenia..
Zrezygnowałam również z tuszowania dolnych rzęs - bywało, że po większym wysiłku, dolna powieka była lekko przybrudzona. Bardzo tego nie lubię..

Co więc zatem jest tak unikalnego w tym tuszu?
SZCZOTECZKA!
Jest to dla mnie kompletna nowość! Ja, zatwardziała zwolenniczka tradycyjnych szczoteczek, podchodziłam do tego gumowego cudaka z dużą rezerwą.
Przyjrzyjmy się bliżej :
Jak widać, szczoteczka to właściwie pałeczka z wieloma malutkimi, gumowymi ząbkami.
Jak coś takiego może stworzyć z rzęs firanki? Otóż może i tworzy!
Właśnie te malizny łapią każdą rzęsę, dokładnie pokrywają ją tuszem a przy tym i-de-al-nie wręcz rozczesują!
To chyba pierwszy tusz, po którego aplikacji ani razu nie użyłam grzebyka do rozdzielenia sklejonych rzęs.
Nakładam drugą warstwę - żaden problem, żadnego sklejania!

Specjalnie na potrzeby recenzji starałam się uchwycić efekt na moich rzęsach.
Nie jest to łatwe, wydaje mi się, że w rzeczywistości jest sto razy lepiej..
Nie no, wierzcie mi, lajf jest bardziej 'wow'.. zdjęcia robiłam wczoraj wieczorem, więc tusz odrobinę wykruszył się już na kocówkach..
No nic, grunt, że widać, że coś tam jednak mam ;-)

Tusz jest całkiem wydajny, mam go ponad 3 miesiące i wbrew temu co czytałam, nie wysechł.

Dostępny jest tylko w Rossmanie, za 9zł (chyba z kawałkiem, ale na pewno nie więcej niż 10zł).

Podsumowując :
 Plusy
~ świetne podkreślenie i pogrubienie rzęs
~ fantastyczna gumowa szczoteczka
~ idealne rozdzielenie rzęs
~ wydajność
~ dostępność i cena

Minusy
~ lekkie osypywanie się pod koniec dnia
~ umiarkowane wydłużenie


Ja na pewno kupię kolejne opakowanie!
A Wy - znacie ten tusz? Jakie macie o nim zdanie?

środa, 22 lutego 2012

Bitwa płynów do higieny intymnej!

Jeżeli chodzi o higienę intymną - jestem dość stała w uczuciach.
Po nielicznych skokach w bok, ulokowałam swoją sympatię w Ziajowej Intimie konwaliowej.

Jednak kiedy w ramach współprac otrzymałam już jakiś czas temu dwa dotąd mi nieznane żele, postanowiłam spróbować i porównać je do mojej ulubienicy.
Babska ciekawość kolejny raz wzięła górę!

Pojedynkować się będą :
Ziaja, Intima, konwaliowa
Barwa, Miss, z ekstraktem z kory dębu
Pollena Ostrzeszów, Biały Jeleń, z chabrem i bławatkiem


Zaczynamy!

KONSYSTENCJA
Mimo, że z tej trójki tylko Ziaja zwie się płynem, Pollena Ostrzeszów ma konsystencję bardziej zbliżoną do płynu własnie aniżeli do żelu. Obie konsystencje są powiedzmy pół-żelowe - mniej zwarte, ale nie spływają z dłoni.
Barwa to typowy żel - gęsty, glutkowaty i lekko ciągnący się.


WYDAJNOŚĆ
Barwa, ze względu na konsystencję, jest najwydajniejsza - wystarczy kropla (jedno 'pompnięcie') by uzyskać dość obfitą pianę i dokładnie się umyć.
Ziaja i Pollena Ostrzeszów wymagają nabrania odrobinę więcej.


KOLOR
Ziaja i Pollena Ostrzeszów mają błękitny kolor.
Barwa bursztynowy.


ZAPACH
Ziaja - czy pachnie konwaliami? A skąd! Fakt, zapach jest świeży, ale zupełnie nie kwiatowy. I bardzo dobrze - wg. mnie to najlepszy zapach z całej 'niebieskiej' serii.
Barwa - ziołowy, lekko szyprowy zapach. Bardzo mi się spodobał.
Pollena Ostrzeszów - świeży, rześki zapach, odrobinę cytrusów nawet czuję gdzieś w tle.


SKŁAD
Z opisów (m.in. na stronach producentów) wyciągnę spis ważniejszych składników, mających główny wpływ na działanie płynów.
Ziaja - D-Panthenol, kwas mlekowy
Przebadany w Klinice Położnictwa i Chorób Kobiecych AMG.
Barwa - D-Panthenol, kwas mlekowy, ekstrakt z kory dębu
Nie zawiera mydła, soli. pH fizjologiczne.
Pollena Ostrzeszów - D-Panthenol, kwas mlekowy, alantoina, ekstrakt z chabra bławatka
Hipoalergiczny.


DZIAŁANIE
Ziaja - wg. producenta : Płyn do higieny intymnej przygotowany na bazie szczególnie delikatnych substancji myjących, skutecznie zastępuje mydło, a jest od niego delikatniejszy. Neutralizuje przykry zapach i daje uczucie świeżości utrzymujące się kilkanaście godzin. Działa kojąco na drobne zaczerwienienia i podrażnienia śluzówki. Dzięki dodatkowi kwasu mlekowego utrzymuje prawidłowy poziom pH błon śluzowych i skóry oraz nie dopuszcza do rozwoju chorobotwórczej flory bakteryjnej.
Ziaji używam od lat. Nigdy mnie nie podrażniła, nie uczuliła a wręcz łagodziła, kiedy przypętała się jakaś infekcja. Stosowana rano i wieczorem zapewniała uczucie świeżości na długo. Wydajność dobra.
Barwa - wg. producenta : Zapobiega infekcjom, łagodzi podrażnienia, drobne zaczerwienienia i otarcia. Przywraca fizjologiczne pH, wzmacnia naturalną florę bakteryjną. Nawilża, działa kojąco.
Mam bardzo pozytywne odczucia wobec tego żelu. Mimo obaw, nie zrobił mi żadnej krzywdy, łagodnie mył i pielęgnował, skóra w okolicach intymnych nie była napięta. Odświeżał na bardzo długo, nawet dłużej niż Ziaja. Jest też najwydajniejszy.
Pollena Ostrzeszów - wg. producenta : Działa przeciwzapalnie oraz przeciwbakteryjnie. Doskonale koi i regeneruje uszkodzony naskórek. Przywraca fizjologiczne pH delikatnych miejsc intymnych. Systematyczne stosowanie żelu zapewnia uczucie świeżości i komfortu przez cały dzień.
No właśnie - nie zapewnia! Niestety, ale przy standardowym, regularnym użytkowaniu, uczucie świeżości i domycia znikało bardzo szybko. Chyba nie muszę opisywać jak czuje się kobieta, kiedy traci ten komfort?  Poza tym żel również nie zrobił mi krzywdy. Wydajność jest porównywalna z Ziają.


OPAKOWANIE
Ziaja dostępna jest w dużych 500ml butlach (jak na zdjęciu) oraz mniejszych z pompką. Ja raz kupiłam mniejsze i od tamtej pory kupuję już tylko duże, po czym przelewam w miarę ubytku. Pompka wygodna i funkcjonalna.
Barwa przybyła do mnie w 300ml, stabilnej butli z pompką. Pompka ta jest wygodniejsza niż w Ziaji, bo jest płaska i szersza, łatwiej wycisnąć odpowiednią ilość żelu.
Pollena Ostrzeszów zaś to malutkie, podróżne opakowanie - bardzo poręczne i idealne na wyjazdy. Te małe buteleczki otwierane są na zasadzie kliknięcia w zakrętkę, która przechyla się, ukazując mały otworek.


DOSTĘPNOŚC / CENA
Ziaja - na pewno Rossmann, hipermarkety Tesco, Carrefour, dostępność jest bardzo szeroka; cena ok. 6zł za 500ml
Barwa - wybrane produkty tej firmy dostępne są w hipermarketach Tesco, Carrefour, Auchan - więcej TUTAJ
Pollena Ostrzeszów - na pewno Rossmann (zarówno w wersji mini jak i normalnej), sklep internetowy TUTAJ; cena 7zł za 500ml, 2,60zł za 50ml


PODSUMOWANIE
Ziaja na pewno pozostanie moim stałych punktem higieny intymnej. Niemniej jednak Barwa stała się mocną pretendentką do miana mojej (kolejnej?) ulubienicy!
Pollena Ostrzeszów, mimo, że wcale nie jest do końca złym płynem, niestety nie zagrzeje u mnie miejsca.


Uff, wyszło całkiem pokaźnie!
Mam nadzieję, że przyda Wam się moje porównanie :-)
Jakich Wy używacie płynów? Macie swoje ulubione?

***


Dziękuję firmom

za udostępnienie mi kosmetyku celem przetestowania i zrecenzowania.
Jednocześnie zaznaczam, że nie ma to ŻADNEGO wpływu na moją opinię.

wtorek, 21 lutego 2012

Kolorówka: JADWIGA, Naturalny puder sypki

Na wielu blogach czytałam bardzo pozytywne opinie o Naturalnym pudrze sypkim od JADWIGI.

Kiedy na blogu Księżniczki87 wyraziłam po raz wtóry zainteresowanie i chęć przetestowania go, Księżniczka zaproponowała mi przesłanie odsypki, bym mogła w końcu zaspokoić swoją ciekawość - z tego miejsca dziękuję Ci za to raz jeszcze! :-)

Kiedy woreczek strunowy z próbką trafił już w moje ręce, przesypałam zawartość do ulubionego zakręcanego słoiczka z Rossmanna - przy okazji polecam, bardzo przydatna rzecz!

Przyjrzyjmy się zatem pudrowi.
Producent głosi :
DZIAŁANIE: maskujące, antybakteryjnie, matujące; pielęgnuje i odżywia skórę; chroni skórę przed wpływem szkodliwych czynników zewnętrznych; łagodzi podrażnienia, regeneruje

Dodatkowe info z bloga Ksieżniczki87:
SKŁAD: Kaolin, Montmorillonite, Zinc Oxide
Kaolin: bardzo delikatna glinka biała; zwęża pory, absorbuje sebum, nie wysusza skóry, działa łagodząco, wygładzająco, mineralizująco oraz poprawia koloryt. Bogata w minerały: krzem, glin, żelazo, potas, sód, magnez, wapń.
Montmorillonite: francuska glinka zielona polecana jest do cery tłustej, mieszanej, normalnej, która potrzebuje oczyszczenia i maksymalnej regeneracji, remineralizacji, odżywienia. 

Zinc Oxide: naturalny filtr przeciwsłoneczny, który posiada właściwości antybakteryjne.




Puder dostępny jest w jednym, transparentnym odcieniu.
Na swatchu wygląda nieco ziemiście, ale po aplikacji na twarz, stapia się z nią idealnie.
Jest idealny do wykończenia makijażu - ja omiatam nim buzię po nałożeniu podkładu. Świetnie matuje i przedłuża jego trwałość.
W ciągu dnia absorbuje sebum, dzięki czemu moja strefa T nie świeci się tak szybko jak zwykle.

Próbowałam używać go również na 'gołą' twarz - niestety w tym przypadku nie do końca się sprawdził.
O ile świetnie radził sobie z strefą T, o tyle podkreślał ciągle nieco przesuszone policzki, uwypuklając dokładnie to z czym walczę - suche skórki.
Być może łaskawsza w tej kwestii byłaby wersja dla skóry suchej i normalnej, ale podejrzewam, że wtedy  centrum mojej twarzy zabłysłoby niepożądanie szybko.
Ale jako puder wykończeniowy sprawdza się wybornie!

Przez cały okres testowania, puder nie zrobił mi żadnej krzywdy - nie podrażnił, nie uczulił, nie zapchał.
Ogromną zaletą jest naturalny skład - żadnych ulepszaczy, zapychaczy, podrażniaczy!
Puder jest zupełnie bezzapachowy i dość drobno zmielony.


Z przyjemnością wykończę próbkę i poważnie zastanowię się nad zakupem pełnowymiarowego, 30g opakowania.
Cena jest umiarkowana - na stronie producenta możemy go nabyć w cenie ok. 27zł, parę złotych taniej na Allegro.


Zatem jeżeli szukacie naturalnego pudru, który zmatowi Waszą tłustą lub mieszaną cerę - zdecydowanie powinnyście zainteresować się tym produktem!
Jest naturalny, jest polski - warto!

A może miałyście już z nim przyjemność?

Blog oficjalnie odpicowany!

Ale się cieszę!
Blog nareszcie dostał nowe ubranko ;-)


Moja kochana Daga podrasowała nieco nagłówek i wykonała tło, które do niego nawiązuje.
Zastanawiam się czy nie mogłoby być jeszcze ciut jaśniejsze - jak myślicie?
Podoba Wam się?
Może wprowadziłybyście jeszcze jakieś zmiany?
Jestem ciekawa Waszych opinii :-)

poniedziałek, 20 lutego 2012

Zmęczenie materiału...?

Coś się ostatnio niedobrego dzieje...
Nie wiem czy to rzeczone zmęczenie materiału czy może już wiosenne przesilenie chucha mi w kark...
Mam jedynie nadzieję, że to nie żaden syndrom wypalenia!

Dałam sobie weekend off od bloga i mam nadzieję, że wrócę z dobrym nastawieniem i siłami!
Nie wiem czy będzie to dzisiaj, ale wrócę!

W planach tyyyyle rcenzji...
~ wuchta kosmetyków Barwy
~ kolejna pomadka w mojej kosmetyczce
~ przegląd smarowideł naustnych
~ jedyna używana ostatnio odżywka do włosów
i tarararaaaaram!
~ początki olejowania!

Czyli jak widać tematów nie brak, ale gdzie moja wena?!
Pozdrawiam Was a szczególnie te z Was, które do mnie zaglądały mimo zastoju :*

A jak macie ochotę, posłuchajcie ze mną :-)

piątek, 17 lutego 2012

Pielęgnacja: JADWIGA, Kremowy balsam do ciała z masłem kakaowym

Testowanie balsamów do ciała sprawia mi chyba największą przyjemność!
Lubię obserwować jak działają na moją skórę, jak współgrają z nią zapachowo.

Kremowy balsam z masłem kakaowym od Jadwigi jest jednym z tych, które oceniam bardzo wysoko.
Ale po kolei!

Producent głosi :
Dzięki zawartości aktywnych składników (masło kakaowe, alantoina, olejek z Macadamii, Jojoba, D-pantenol i witaminy), balsam działa intensywnie nawilżająco i regenerująco.
Polecany dla skóry suchej, wrażliwej, dojrzałej, a także zniszczonej przez słońce. Chroni przed szkodliwymi skutkami promieniowania UV. 
Balsam działa odżywczo, zmiękczająco, ujędrniająco i kojąco. Wygładza, zapobiega wysuszaniu skóry i powstawaniu rozstępów. 
Systematycznie stosowany widocznie zmniejsza nierówności i opóźnia proces starzenia się skóry. 
Balsam o przyjemnej, kremowej konsystencji otula ciało kuszącym zapachem. 
Idealnie nadaje się do opalania jak i po.


Balsam pochodzi z serii Macadamia i znajduje się w smukłej butelce z twardego plastiku.
Posiada wygodną pompkę, która dozuje dokładnie tyle produktu, ile chcemy - słabsze naciśnięcie = porcja do wsmarowania np. w dłonie, silniejsze = proporcjonalnie większa porcja. Bardzo miła odmiana od pompek psikających szaleńczo wszystko dookoła.

Konsystencja balsamu jest średnio gęsta i rzeczywiście kremowa.
W momencie rozsmarowywania na ciele odrobinę bieli, ale już po chwili wchłania się całkowicie - jakby skóra momentalnie go spijała.
Nie pozostawia żadnego niekomfortowego, lepkiego filmu - niemal od razu możemy bez obawy wkładać ubrania.

Zapach. To było to, co urzekło mnie od razu!
Subtelny a jednocześnie wyczuwalny aromat kakao, w żadnym razie nie chemiczny lecz naturalny, otulający i lekko słodki.
Aromat pozostaje na ciele dłuższy czas, ale nie przytłacza, nie dominuje - ja z lubością wwąchuję się w dłonie, ramiona - czuję unoszącą się za mną nutkę egzotyki.
Wyobrażam sobie jak pięknie musi współgrać z rozgrzaną słońcem skórą - i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać lata!

Balsam zawiera świetne składniki nawilżające, których działanie naprawdę widać i czuć!
Masło kakaowe, alantoina, olejek z Macadamii, Jojoba, D-pantenol i witaminy nawilżają i pielęgnują skórę, wygładzają ją i zmiękczają.

Szczególnie polubiły go moje łokcie i kolana, gdzie skóra nie ukrywam jest odrobinę zrogowaciała (z czym uparcie walczę) - skóra w tych miejscach jest wyjątkowo wymagająca i zauważywszy jej poprawę, mogę z cała pewnością potwierdzić działanie zawartych w balsamie składników!
Producent zapewnia, że balsam nadaje się również do i po opalaniu - z pewnością zastosuję go po kąpieli słonecznej, bo tak jak już wspomniałam, mniemam, że na rozgrzanej skórze będzie pięknie pachniał.

Balsam dostępny jest w 200ml butlach z dozownikiem, cena to 33zł - dla mnie ciut wysoka, ale można trafić na promocje.
Można nabyć go w internetowym sklepie firmowym - TUTAJ

Podsumowując :
Plusy
~ kremowa konsystencja
~ szybko się wchłania
~ urzekający, naturalny aromat kakao
~ rzeczywiste działanie wygładzające, pielęgnujące i nawilżające skórę 
~ wygodne opakowanie z funkcjonalną pompką

Minusy
~ lekkie bielenie skóry w początkowej fazie rozsmarowywania
~ słaba dostępność
~ cena


To, co zostało mi po testach, poczeka ze mną na lato - wtedy sprawdzę działanie przed i po opalaniu :-)
Kosmetyk zdecydowanie wart polecenia!

Miałyście już przyjemność używać tego balsamu?
A może znacie i lubicie inne kosmetyki firmy JADWIGA?

***

Dziękuję portalowi
za udostępnienie mi kosmetyku celem przetestowania i zrecenzowania.
Jednocześnie zaznaczam, że nie ma to ŻADNEGO wpływu na moją opinię.

czwartek, 16 lutego 2012

Pączycie? ;-)

facebook.com/click.community

Ile już napączyłyście? ;-)


Zapowiedź : Limited Edition 'Soul Sista' od Essence!

Essence przywołuje lato!
Nowa limitka, która za granicą wejdzie już w marcu (u nas prawdopodobnie w okolicach wakacji), nierozerwalnie kojarzy mi się właśnie z latem :-)

A co wejdzie w jej skład?


Essence, Soul Sista, Powder Brush
01 70ies hair style



Essence, Soul Sista, Bronzing Powder
01 shake your booty



Essence, Soul Sista, Liquid Bronzer
01 shake your booty





Essence, Soul Sista, Eyeshadow Palette
01 hey sista soul sista
02 call it boogie



Essence, Soul Sista, Glitter Eyeliner
01 james’s favorite brown
02 diving @ swimming pool



Essence, Soul Sista, Lipgloss
01 shake your booty
02 lounge chair affair



Essence, Soul Sista, Nail Polish
01 chilled orange
02 james’s favorite brown
03 lounge chair affair
04 totally retro nude
05 mojito green



Zdjęcia pochodzą z : pinkmelon.de


Coś Was zainteresowało?
Ja chętnie obadam pędzel (wygląda na gęsty, w sam raz do bronzera), bronzer prasowany (o ile nie będzie miał drobinek) i nudziakowy lakier.

A już w tym miesiącu w szafach Essence powinna pojawić się limitka Marble Mania!
Popoluję na błyszczyki ;-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...